Tajemnice TW "Wolskiego" herbu Ślepowron Nasz Dziennik

15/06/2011

 Posiada zdolność kamuflażu, zakłamywania pamięci, także poprzez niszczenie trefnych dokumentów. Dziesiątki lat unika odpowiedzialności za czyny, które wielu doprowadziły do politycznego niebytu, niekiedy do więzienia. Jaruzelskiemu uchodzi płazem wiodąca rola w haniebnej czystce antysemickiej w armii, wysłanie wojska do stłumienia "praskiej wiosny", pacyfikacja Powstania Grudniowego 1970 r. na Wybrzeżu, bezprawne zarządzenie stanu wojennego. Z głównych postaci ostatnich 50 lat PRL tylko Jaruzelski nie doznał szwanku. Ze sceny politycznej zeszli w niesławie: Gomułka, Kliszko, Cyrankiewicz, Spychalski, Gierek – tuzy partii, a tylko on wciąż awansował. Fenomen nietykalności Jaruzelskiego może tkwić w najmniej znanej części jego życiorysu.

Biografowie (hagiografowie?) pomijają niejasne wątki wczesnego okresu życiorysu generała armii w stanie spoczynku. W czasie II wojny światowej jako oficer zwiadu w sztabie 5. Kołobrzeskiego Pułku Piechoty porucznik Jaruzelski uczestniczy w walkach z podziemiem niepodległościowym na południowo-wschodnim skraju Polski. Bierze udział w przymusowym przesiedlaniu obywateli polskich narodowości ukraińskiej do ZSRS (Lech Kowalski, Generał ze skazą. Biografia gen. armii Wojciecha Jaruzelskiego, Warszawa 2001).

Otrzymuje Krzyż Walecznych, a w drugą rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN – stopień kapitana. W czerwcu 1947 r. wstępuje do Polskiej Partii Robotniczej. Powodowany, podobno, doskwierającym z dzieciństwa wspomnieniem, wypełnia deklarację partyjną "wstrząśnięty niesprawiedliwością społeczną Polski okresu przedwrześniowego".

Teraz pokonuje szczeble kariery w tempie nieosiągalnym dla kolegów. Lipiec 1948 r. – major, pół roku później – podpułkownik. W wieku 26 lat dostaje angaż wykładowcy w Wyższej Szkole Piechoty, a w maju 1949 r. szefuje już Wydziałowi Szkół i Kursów Oficerów Rezerwy oraz Kursów Sztabu Wojsk Lądowych. W awansach nie przeszkadza mu brak matury.

Służbista. Zdyscyplinowany. Lojalny, pryncypialny członek partii. Przebija się do pierwszych szeregów armii na przełomie lat 40. i 50. Nie wadzi mu ani go nie dyskwalifikuje ciążąca przedwojenna szkoła zakonna. Nie przeszkadza – fatalnie postrzegane w przypadku kolegów – pochodzenie ziemiańskie.

Donosi bez skrupułów

Jaruzelski bez trudu adaptuje się w towarzystwie komunistycznych zwierzchników wojska. Faworyt sowieckich dowódców. Bezpośredniemu przełożonemu, gen. Stanisławowi Popławskiemu, donosi bez skrupułów: "Mimo czujności, jaką wykazała Komisja Kwalifikacyjna przy naborze kandydatów do szkoły, kilku uczniów wykazało wrogi stosunek do obecnej rzeczywistości w Polsce i do Związku Radzieckiego. Zanotowano wrogie wypowiedzi ze strony niektórych uczniów pochodzących przeważnie ze środowiska inteligenckiego i drobnomieszczańskiego".

Używa argumentacji stosownej do wiatrów napływających ze Wschodu. Energicznie zabiega o przestrzeganie wzorców wypracowanych w ZSRS. Do rangi priorytetu w procesie szkolenia bojowego podnosi znajomość "Krótkiego kursu WKP(b)" oraz problematyki XIX Zjazdu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Promotor "Programu szkolenia politycznego i ogólnowojskowego dla 2- i 3-letnich Szkół Oficerskich na lata 1951/1952", którego autorzy krytykują "biologię burżuazyjną", a jednocześnie wychwalają osiągnięcia sowieckich szarlatanów Iwana Miczurina i Trofima Łysenki (Piotr Gontarczyk, Wojciech Jaruzelski – donosicielem w czasach stalinowskich, 7 dni – Polska i Świat, 16.12.2006).

Jaruzelski robi błyskotliwą karierę w okresie postępującego terroru i stalinizacji armii. Rokossowski jest ministrem obrony i wicepremierem. Oficerowie sowieccy zajmują około 90 proc. wiodących stanowisk dowódczych i sztabowych, a Informacja Wojskowa przeprowadza czystkę kadrową w wojsku. Kto i dlaczego proteguje syna ziemianina?

Jego awanse są zgodne z zawartością tajnej korespondencji szefów – dwu kluczowych postaci złej sławy instytucji. 7 maja 1949 r. szef wywiadu wojskowego gen. Wacław Komar przesyła szefowi kontrwywiadu wojskowego płk. Stefanowi Kuhlowi listę dziesięciu oficerów typowanych do pracy w wywiadzie, z prośbą o zaopiniowanie. Po kwerendach w archiwach i ewidencji operacyjnej wojskowa bezpieka przedstawia rutynową rekomendację: "Jeruzelski Wojciech, syn Władysława (…) zarządcy majątku (…) w lipcu 1943 zmobilizowany do Armii Polskiej i od tego czasu służy w WP (…) Jest naszym tajnym informatorem, pseudonim "Wolski" – zwerbowanym 23.03.46 w 5. pułku piechoty 3. Dywizji Piechoty na uczuciach patriotycznych. Dobry tajny współpracownik, nadający się na rezydenta (…) jednostka wartościowa, członek Partii. Kompromitujących materiałów nie posiadamy".

Błąd w nazwisku jest ewidentny, ale nie ma wątpliwości. Do postaci przypisane są bezbłędnie pozostałe dane osobowe, jak data i miejsce urodzenia, zajmowane aktualnie stanowisko. Historycy weryfikują odnalezioną w materiałach archiwalnych korespondencję, odzwierciedlającą ciąg dalszy urzędowego biegu sprawy werbunku TW "Wolskiego". To datowana 9 maja 1949 r. "Informacja na oficerów wytypowanych do pracy w II Oddziale Sztabu Generalnego WP".

Błędny zapis nazwiska nie był naonczas jakimś ewenementem. Pisarze wojskowi niekoniecznie posiadali cechę staranności. W skierowaniu na kurs w Centrum Wyszkolenia Piechoty podano z kolei "Jarozelski". Wspomnianą "Informację na oficerów…" badacze IPN odnaleźli w zespole b. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Przed przekazaniem Instytutowi Pamięci Narodowej dokument przechowywano w archiwum b. Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL, którym przez ostatnie dziewięć lat kierował gen. Czesław Kiszczak, oddelegowany z wojska rozkazem Jaruzelskiego.

Dzięki rekonesansowi archiwalnemu dr. Pawła Piotrowskiego znamy treść dokumentu "Centralny Rejestr Agenturalnej Sieci Nr 1", w którym pod numerem 1846 figuruje "Jaruzelski Wojciech s. Władysława", tajny informator noszący pseudonim "Wolski", zwerbowany przez Sekcję Informacji Wyższej Szkoły Piechoty. Potwierdzałoby to tezę, że został on zwerbowany w 1946 r., stąd tak niski numer rejestracyjny (Paweł Piotrowski, Sprawa współpracy Wojciecha Jaruzelskiego z Informacją Wojskową, Biuletyn IPN 2007).

Kolejnym poświadczeniem nieznanej działalności Jaruzelskiego jest "Księga inwentarzowa tajnych współpracowników nr 1", gdzie pod nr 22 858 znajduje się wpis: "Jaruzelski Wojciech s. Władysława", pseudonim "Wolski", urodzony w 1923 r., "zawerbowany" 18 lutego 1946 r. w Wyższej Szkole Piechoty (P. Piotrowski, ibidem).

Wiadomo, że numer nadano aktom na okoliczność złożenia do archiwum, gdzie w latach 60. intensywnie brakowano (niszczono) dokumenty. Obecny stan badań pozwala sprecyzować domniemany czas zakończenia współpracy agenturalnej TW "Wolskiego". Przyjmując, że brakowanie akt nastąpiło zgodnie z przepisami obowiązującymi w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, czyli 10 lat po złożeniu w archiwum, można określić zakończenie współpracy i złożenie akt do archiwum na rok 1954.

Ślady po "teczkach" "Wolskiego"

Otwarte pozostaje pytanie o przyczyny zakończenia współpracy TW "Wolskiego", pochodzącego z rodziny pieczętującej się herbem Ślepowron. Pomocna jest tu biografia Jaruzelskiego.

W 1952 r. kończy z oceną bardzo dobrą dwuletni kurs Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu i Leninizmu. Po ukończeniu kursu doskonalenia dowódców Akademii Sztabu Generalnego, 31 grudnia 1953 r., awansuje na pułkownika i szefa Oddziału Akademii Wojskowych Głównego Zarządu Wyszkolenia Bojowego. Mógł być wyrejestrowany automatycznie, zgodnie z obowiązującą (znaną z czasów WSW) instrukcją, wyłączającą generałów oraz dowódców jednostek i instytucji wojskowych z grona TW.

Doktor Piotrowski przytacza znamienne dane dotyczące zinfiltrowania agenturą szkoły piechoty, gdzie Jaruzelski od kursanta dochodzi do posady wykładowcy. Wśród 1002 pracowników etatowych i kontraktowych oraz kursantów Sekcja Informacji WSP prowadziła 267 zarejestrowanych tajnych informatorów. Był to wskaźnik niezwykle wysoki, 1 stycznia 1949 r. stan ewidencyjny Wojska Polskiego wynosił bowiem 129 881 żołnierzy i pracowników kontraktowych, natomiast w sieci agenturalnej Informacji Wojskowej 31 grudnia 1948 r. znajdowało się 8180 osób, co stanowiło 6,3 proc. stanów osobowych.

Archiwiści i historycy IPN nie natrafili dotąd na oryginalną teczkę TW "Wolskiego". W tym kontekście niezwykle interesujące są ustalenia badacza IPN dotyczące losu teczki pracy i teczki personalnej tajnego informatora ps. "Wolski".

Ślad po "teczkach" TW "Wolskiego" urywa się w latach 70., zatem gdy Jaruzelski jest już wpływowym politykiem. W książce ewidencyjnej znajduje się tylko adnotacja: [teczka] "u kierownictwa".

Uzasadnione jest podnoszone przez badaczy domniemanie, że "kierownictwem" mógł być sam Jaruzelski. Wówczas, przypomnijmy, minister obrony i członek Biura Politycznego. Sam zainteresowany, względnie ktoś z jego usłużnych przybocznych.

Obraz dopełnia ewidentna próba zatarcia śladów łączących nazwisko Jaruzelskiego z tajnym informatorem ps. "Wolski". W zachowanej ewidencji Informacji Wojskowej zamazano flamastrem zapisy dotyczące Jaruzelskiego – "Wolskiego". Jednak użyto flamastrów marnych jakościowo. Zamazania wyblakły i zapisy są całkiem czytelne.

Tajną niewątpliwie operację "flamaster" podjęto jedynie w tym przypadku. Może to wskazywać na podjęcie decyzji o "oczyszczeniu" archiwum WSW z wszelkich danych mogących świadczyć o agenturalnej przeszłości Wojciecha Jaruzelskiego (P. Piotrowski, ibidem).

Aktualny stan badań nie pozwala jednoznacznie stwierdzić ani kto zacierał ślady tożsamości i działalności TW "Wolskiego", ani kiedy. Zatem nie można jednoznacznie określić, czy niefortunną próbę podjęli ludzie z podległej Jaruzelskiemu WSW, czy np. funkcjonariusze WSI w niepodległej Rzeczypospolitej, kiedy teoretycznie już mu bezpośrednio nie podlegali.

Front obrony generała

Generał jest zaskoczony wydobyciem na światło dzienne śladów dossier TW "Wolskiego". Miały być zatarte… W pierwszym odruchu traci rezon. Odmawia komentarzy, zasłania się niepamięcią. Zbywa dziennikarzy "obecną atmosferą lustracyjną". Bałamuci o "nasilonych atakach i pomówieniach", zapowiada, że będzie "obiektem polowania". W istocie bagatelizuje zarzuty dotyczące swojej aktywności w ostrych walkach z UPA: "Z natury rzeczy nie mogę wykluczyć, że miałem wtedy różnego rodzaju rozmowy i kontakty z przedstawicielami kontrwywiadu, bo to było naturalne w takiej sytuacji" (PAP, 8.06.2005).

Jaruzelski dekuje się przed mediami krótko. Z jednej strony twierdzi, że "niemożliwością jest spamiętanie wszystkich szczegółów" sprzed 60 lat, ale zaraz przechodzi do ofensywy. Na ujawnienie czarnej karty swojej stalinowskiej przeszłości reaguje jak zwykle. Histerycznie. Impertynencko. Gra na nutę quasi-patriotyczną: "Ja się nie włączę w usprawiedliwianie swojej osoby wobec ludzi, którzy nie mają żadnego tytułu, żeby tego ode mnie żądać, bo mnie by to uwłaczało jako żołnierzowi i Polakowi".

Z odsieczą Jaruzelskiemu spieszy gazeta "Trybuna" (z 9.06.2005). Prezentuje brak rzeczowej analizy, pochylenia się nad niuansami, a jedynie ujadanie na posłańców złej nowiny: "Wyciek z IPN-u korespondencji na temat "podpułkownika Jeruzelskiego" pokazuje, w jakim stanie znajduje się instytucja kierowana przez prof. Leona Kieresa". 
Organowi dinozaurów nieboszczki PZPR wtórują fani zmobilizowani pod szyldem Społecznego Komitetu Obrony Dobrego Imienia, Czci i Honoru Generała Jaruzelskiego. Żądają "zaprzestania oszczerczej kampanii propagandowej wymierzonej w jego patriotyczny – żołnierski i obywatelski dorobek życiowy". Wśród sygnatariuszy są Maria Szyszkowska, Katarzyna Maria Piekarska, weterani PZPR i oficerowie Ludowego Wojska Polskiego. Zwolennicy dyktatora zakładają witrynę internetową, której swoista preambuła wyjaśnia wszystko: "Strona jest poświęcona Dorobkowi Życiowemu Wielkiego Polaka".

Jaruzelski deprecjonuje odnalezione i ujawnione materiały, a posłańców złych wiadomości odsądza od czci i wiary. Podobnie jak jego fani, uznaje odkrycie nieznanych opinii publicznej niechlubnych kart jego młodości za zemstę polityczną historyków IPN. Rutynowo nie przyznaje się do niczego i nie szczędzi obelg ludziom kwestionującym jego własną wersję historii.

Tajny współpracownik "Wolski" musiał wybijać się w pracy, skoro otrzymał rekomendację na rezydenta policji politycznej armii. Kogoś, kto na polecenie oficera kadrowego kieruje, koordynuje autonomiczną siatką tajnych informatorów. Reasumując – kandydat na rezydenta musiał cieszyć się szczególnym zaufaniem owej szczególnej instytucji, której funkcjonariusze z reguły nie dowierzali nikomu. Najwyższą formą współpracy był agent, czyli współpracownik do wykonywania zadań specjalnych.

Mimo rekomendacji spółki Komar&Kuhl zachowane czy też dostępne zapisy ewidencyjne nie potwierdzają podjęcia działalności Jaruzelskiego w charakterze rezydenta. Współpracę zakończono najprawdopodobniej w 1954 r., a na pewno przed 1955 rokiem (P. Piotrowski, ibidem).

Jak zaznacza dr Piotr Gontarczyk, o ile wyjęcie kart ze stosowanych kartotek operacyjnych z reguły jest czynnością łatwą i niepozostawiającą żadnych śladów, o tyle usunięcie zapisów z opasłych dzienników ewidencyjnych jest o wiele trudniejsze (P. Gontarczyk, ibidem).

Nowe światło na przeszłość Jaruzelskiego rzuca ujawniony przez historyka Wojciecha Sawickiego dokument, odnaleziony w archiwach b. służby bezpieczeństwa NRD. W raporcie enerdowskiego kontrwywiadu wojskowego Stasi z 14 marca 1986 r. Niemcy charakteryzują generała jako aktywnego i wartościowego konfidenta, który w roku 1952 został pozyskany przez kpt. Kiszczaka jako "nieoficjalny współpracownik", przez niego zaprzysiężony i wykorzystany do wykonania zadań kontrwywiadowczych.

Szef GZP WP gen. Kazimierz Witaszewski miał zażądać wydalenia Jaruzelskiego z armii za niesłuszne pochodzenie. Wtedy Kiszczak dostarczył złej sławy politrukowi odpowiednie rekomendacje tajnych służb i TW "Wolski" herbu Ślepowron ocalał. Jeśli informacja jest prawdziwa, rodzi szereg implikacji. Najważniejsza dotyczy genezy współpracy obu generałów w jesieni ich życia zawodowego. Niezależnie od niewątpliwie pasjonującego dla badaczy dysonansu poznawczego pozostają otwarte pytania zasadnicze. Na kogo donosił TW "Wolski"? Czy został ostatecznie rezydentem IW? A jeśli tak, to kto wchodził w skład siatki jego informatorów? Wreszcie – kim był jego pierwszy oficer prowadzący? Kiszczak czy ktoś inny?

Szczegółów nie znamy, ale warto wspomnieć o pewnych stałych punktach odniesienia. Otóż konfidenci nie składali donosów na potencjalnych wrogów instalowanego w Polsce reżimu komunistycznego, jak Ukraińcy z UPA czy Polacy z AK bądź WiN. Żołnierzy niepodległościowego podziemia Jaruzelski namierzał i denuncjował w oficjalnych meldunkach, wynikających z rutynowych obowiązków służbowych pułkowego zwiadowcy. Specyfika pracy konfidenta polega na donosach na ludzi bliskich, w każdym razie znajomych: kolegów, współpracowników, zarówno podwładnych, jak i przełożonych, niekiedy na członków rodziny. TW "Wolski" musiał – "z zasady" – donosić w pierwszym rzędzie na kadrę jednostki, w której służył.

Jak zauważa dr Gontarczyk, hipotezę tę potwierdza zachowany zapis ewidencyjny zaświadczający, że agent "Wolski" był umieszczony w Wyższej Szkole Piechoty. Przypomnijmy, w styczniu 1947 r. Jaruzelskiego skierowano do Centrum Szkolenia Piechoty w Rembertowie.

W lipcu 1956 r. Jaruzelski otrzymuje kolejny awans w "ludowej" armii. Na wniosek marszałka Rokossowskiego zostaje generałem, jednym z dwóch najmłodszych wiekiem w WP. Młodszy o rok jest tylko wybitnie zdolny 32-letni gen. Mieczysław Bień. Jego kariera zatrzymuje się jednak na dużo niższym szczeblu niż pryncypialnego kolegi, ideowego członka PZPR, mającego wpływowych protektorów.

 

Kilka miesięcy później Jaruzelski rewanżuje się przełożonemu. TW "Wolski" herbu Ślepowron jako jedyny generał optuje za pozostaniem Rokossowskiego w Wojsku Polskim. Moskwa mu to zapamięta.