ZBRODNIA DOSKONAŁA? NIE WIEM

Czuję, że zbliża się mój dzień - czas spotkania z Panem, który uczynił mnie swoim kapłanem. Dziękuję wszystkim, którzy byli dla mnie ludźmi, a zwłaszcza tym, którzy podali mi rękę, gdy byłem w więzieniu. Do nikogo nie czuję nienawiści, dla wszystkich chcę być bratem i kapłanem. Solidarnym sercem jestem ze wszystkimi, którzy jeszcze walczą, którzy dążą do Polski wolnej i niepodległej...

To fragment testamentu ks. Sylwestra Zycha, datowany 13 października 1987 roku. Ma wówczas 37 lat. Jaka jest przyczyna defetystycznego nastroju księdza? Dlaczego mężczyzna w sile wieku obawia się śmierci?

Testator nie dzieli żadnych dóbr materialnych, bo ich nie posiada. Skromny. Ubogi. Ma dwie pary spodni, nie więcej koszul, buty, marynarkę, kurtkę i - nie licząc książek - bodajże nic więcej.

Przyjaciele sugerują w jego przypadku testimonium pauperitatis - świadectwo ubóstwa.

W testamencie żegna się z najbliższymi i przebacza sprawcom swojej śmierci. To wstrząsający dokument człowieka osaczonego, zaszczutego, żyjącego obawą, że zada mu śmierć inny człowiek. Boi się, bo nieznani sprawcy codziennie grożą mu śmiercią. W anonimowych listach, telefonach z pogróżkami, które niekiedy odbiera po dwa dziennie.

Jak do tego doszło?

Przychodzi na świat 19 maja 1950 r., w Ostrówku, parafia Klembów, k/ Wołomina,. Najstarszy z trojga rodzeństwa.

Zychowie są ubodzy, ale pracowici. Religijni. Zrazu pięcioro mieszka w jednej izbie. Budują z mozołem niepozorne domostwo z pustaków w Lipinkach, parafia Duczki.

- Sylwek od dzieciaka nauczony był pomagać - wspomina matka, Irena Zych. - Syn był taki, że jak była potrzeba, to i wyprał, a nawet ugotował obiad.

Pomaga ojcu na budowie tak gorliwie, że dostaje przepukliny. Po śmierci ojca, osierocony nastolatek kończy szkołę zawodową w Zielonce. Od wczesnego dzieciństwa marzy mu się kapłaństwo.

W Parafii św. Trójcy w Kobyłce pracuje naonczas ks. Grzegorz Kalwarczyk, obecnie Kanclerz Kurii Metropolitarnej Warszawskiej. Sylwek zwraca się do niego po raz pierwszy o pomoc w przyjęciu do seminarium. Najpierw zrób maturę, radzi wikary.

Kończy Technikum Elektryczne w Zielonce, po czym wstępuje do Wyższego Metropolitarnego Seminarium Duchownego św. Jana Chrzciciela. Na roku jest ich 40. Ukończy 23.

Kleryk Zych dostaje przydział do szkoły podoficerskiej w Giżycku. Ze specjalnością kierowca czołgu odbywa służbę we Włodawie. Po wojsku powraca do seminarium. 5 czerwca 1977 r. przystępuje do święceń kapłańskich.

- Czy chcesz służyć Bogu i ludziom? – pyta Prymas Wyszyński.

- Tak – odpowiada gorliwie.

Neoprezbiter rozpoczyna pracę w Czerniewicach, k/ Tomaszowa M. Potem jest wikarym w Stanisławowie, nieopodal Mińska M., Bedlnie, k/ Kutna oraz w Tłuszczu. Wszędzie łatwo nawiązuje kontakt z dziećmi i młodzieżą. Pamięta swój rodowód.

- Gdy miałem trochę wolnego czasu, siadałem na stołku obok ojca, który był szewcem i pomagałem naprawiać buty - wspomina. - W 17 roku życia poszedłem do pracy. Za 4,20 na godz. plus szkodliwe za naświetlenia, bo naprawialiśmy stacje radarowe.

Przełożeni i parafianie są zgodni:

- To prawdziwy ksiądz. Z powołania.

Już w latach 70, wikary Zych jest na indeksie reżimu. Ze znamienną rekomendacją SB:

Niebezpieczny zwolennik przywracania krzyży w szkołach.

25 maja 1981 r. rozpoczyna pracę u św. Anny w Grodzisku M. Niespełna rok później jego nazwisko upowszechnia propaganda stanu wojennego. Prokuratura przypisuje mu udział w związku zbrojnym, mającym na celu obalenie przemocą ustroju oraz łączy z tragiczną śmiercią sierż. MO Zdzisława Karosa.

- Wprowadzenie stanu wojennego jest dla mnie szokiem, stanowi podeptanie nadziei i praw, jakie wiązałem z ruchem Solidarności i zachodzącymi w kraju przemianami - mówi w czasie przesłuchania w Pałacu Mostowskich.

- Uważałem, że próba zdeptania praw człowieka, jaką podjęła władza, nie może się powieść. Więc w pracy duszpasterskiej nadal wyrażałem swoje poglądy, a w kazaniach starałem się mówić to, co by mogło krzepić serca… Mówiłem o potrzebie zachowania wiary w siebie. W drugiego człowieka.

Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego pod przewodnictwem ppłk Władysława Monarchy, skazuje księdza na 4 lata pozbawienia wolności za rzekomą przynależność do organizacji zbrojnej. Sąd Najwyższy uznaje, że to za mało i podwyższa wyrok do 6 lat (sic!).

Bratanica milicjanta sierżanta Karosa pisze w liście otwartym:

- Nigdy nie uważałam i nie uważam księdza Zycha za współodpowiedzialnego za śmierć mojego stryja i ojca chrzestnego.

Ale Kiszczak, wbrew faktom, pomawia kapłana o pomoc w zabójstwie milicjanta. Klawisze pokazują mu wywiad z ministrem w tygodniku Polityka:

- Oni nie darują ci Karosa. Bekniesz po wyjściu z więzienia.

Skazany Zych choruje. Silne palpitacje serca, nasilające się astmatyczne zadyszki, wrzody i nerwica żołądka, dyskopatia, wzmożona męczliwość, drętwienie nóg. Ale nie otrzymuje ani jednej przepustki, ani jednej przerwy w odbywaniu kary.

Można powiedzieć - więzień specjalny. Karany za domaganie się zezwolenia na odprawienie Mszy świętej w więzieniu. Trafia do celi twardego łoża za podanie Komunii świętej współwięźniowi.

Lato 1984 roku. Reżim Jaruzelskiego ogłasza amnestię dla więźniów politycznych. Ale skazanemu księdzu zaostrzono rygor wykonywania kary. 9 miesięcy przebywa w jednoosobowej celi.

Wychodzi na wolność po 4 latach i 7 miesiącach - 10 X 1986 r.

Przełożeni kierują go na funkcję kapelana Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi w Białołęce Dworskiej.

Szykanowany przez SB od pierwszego dnia wolności. Sympatyk Niezależnego Ruchu Społecznego im. Ks. J. Popiełuszki i Grupy Politycznej „Niezawisłość”. W wychodzącym poza cenzurą piśmie JAWNIAK publikuje wspomnienia więzienne.

Bezkompromisowy, prostolinijny aż do bólu, ale pozbawiony intelektualnej charyzmy. Nie jest zatem idolem środowisk kontestującej system inteligencji. Mniej skłonny do spektakularnych przedsięwzięć, predestynowany raczej do cichej, konsekwentnej pracy. Wymagający w stosunku do siebie.

- Otwarty, nie stwarzający dystansu - wspomina Katarzyna Łańcucka, redaktor Listów z więzienia ks. Zycha oraz wyboru jego tekstów Walczyłem do końca.

- Wyciszony, aż przesadnie skromny. Jakby pozbawiony osobistych ambicji, może zakompleksiony. Nie lubił mówić o sobie. Tolerancyjny. Jeśli w podziemnej pracy pojawiały się jakieś podejrzenia o agenturalność, czy coś podobnego, Sylwek zachęcał, by nie poświęcać temu nadmiaru uwagi. Jego dobroć, ale i naiwność, mogły ułatwiać bezpiece do niego dostęp.

- Kapłaństwo nie oznaczało dlań konieczności zachowania dystansu wobec ludzi - mówi Roland Staszak. – W testamencie zawarł słowa: Dla wszystkich chcę być bratem. I taki był rzeczywiście.

Luty 1989 roku, Białystok. Ksiądz Zych jest na pogrzebie zamordowanego przyjaciela, ks. Stanisława Suchowolca.

- Teraz to już chyba wezmą się za mnie - mówi do przyjaciół gdy wracają po pogrzebie do Warszawy.

- Nie martw się Sylwek, na pewno nic się nie stanie – pocieszają.

4 lutego 1989 roku, ksiądz odprawia Mszę świętą inaugurującą III Kongres KPN. Leszek Moczulski:

- Skromny i odważny. Sporadycznie występował jako kurier w poufnych sprawach KPN.

Bliscy wyczuwają w nim niepokój, pewien pośpiech. Jakby wiedział, że ma niewiele czasu. Żyje pod presją śmierci. Osaczany, nękany przez nieznanych sprawców, ale skarży się rzadko. Najwyżej powie mimochodem:

- Czuję, że nie pożyję długo. Oni mnie wykończą.

Dostaje skierowanie do pracy w Skierniewicach. 5 lipca 1989 r. wyjeżdża na urlop. Korzysta z gościny swego przyjaciela, ks. prał. Tadeusza Brandysa, proboszcza u św. Katarzyny w Braniewie. Spowiednika w czasie więziennej gehenny.

Podobnie, jak poprzedniego lata, zajmuje maleńki pokoik na pierwszym piętrze plebani.

Codziennie płynie stateczkiem na drugą stronę Zalewu Wiślanego, do Krynicy Morskiej.

11 lipca nie powraca na gościnną plebanię.

54 rany i obrażenia.

Wyniki śledztwa nie mogą być uznane przynajmniej, jako zadowalające, gdyż zebrane dowody nie pozwalają nawet na dokonanie ustaleń o znaczeniu podstawowym, dotyczącym stanu faktycznego.

Niewykluczone, że ksiądz „zapłacił” za śmierć sierżanta Karosa, jak przepowiadali klawisze w więzieniu.

Śmierć ks. Sylwestra Zycha przywodzi na myśl jakby ostatni akord tzw. nieznanych sprawców. Na zakończenie PRL, na pożegnanie reżimu.

Poruszamy się wciąż w kręgu spekulacji i domniemań. Kilka miesięcy po śmierci ks. Zycha rozwiązano struktury SB PRL. I jak ręką uciął – nie ma zbrodni politycznych na kapłanach. Trudno uwierzyć w przypadkowy zbieg czasowy.

Zbrodnia doskonała? Nie wiem. Ale przygotowana z pewnością perfekcyjnie. Ponure okoliczności śmierci bohaterskiego kapłana pozostają nadal zasnute mgłą tajemnicy.

Kto i kiedy rozproszy tę mgłę?

 

 

(Wystąpienie w „Belwederze” podczas konferencji „Niezłomni ludzie Kościoła”, 09 XII 2009).