SCENARIUSZ CANTERBERYJSKI

Kim był człowiek, który miał zamiar zastrzelić przywódcę Kościoła katolickiego? Kto zlecił zabójstwo papieża? - odpowiedzi szuka Zbigniew Branach, autor przygotowywanej do druku książki „Spisek, nie czyn szaleńca”.

- Zamach na papieża przygotowały bułgarskie służby specjalne - oświadczył Jordan Mantarow, zastępca attaché handlowego Ambasady Ludowej Republiki Bułgarii w Paryżu.

Zgłaszając się z prośbą o azyl zaledwie kilka tygodni po zamachu na Piazza San Pietro, wprawił w zakłopotanie agentów francuskiego wywiadu:

- Monsieur Mantorow. Na jakiej podstawie opiera pan przedstawioną hipotezę?

- Czerpię z informacji uzyskanych od mojego serdecznego przyjaciela, mającego wysokie stanowisko we władzach Ludowej Republiki Bułgarii.

- Czy byłby pan uprzejmy podać jego personalia?

- Tak. To Dymitr Sawow.

- A kim jest pan Sawow? Gdzie pracuje?

- Jest wysokim rangą funkcjonariuszem kontrwywiadu bułgarskiego.

- Czy byłby pan uprzejmy podać szczegóły waszej rozmowy na temat ewentualnego udziału Sowietów w organizacji i przeprowadzeniu zamachu na papieża?

- Długo przed zamachem, ale już po wyborze Jana Pawła II, Dymitr Sawow powiedział mi o przekonaniu rozpowszechnionym w KGB, jakoby umieszczenie Polaka na stanowisku przywódcy Kościoła katolickiego zostało wyreżyserowane przez Biały Dom, a konkretnie - Zbigniewa Brzezińskiego. W Moskwie obawiali się, że papież będzie narzędziem służącym do demontażu ustroju socjalistycznego w Polsce Ludowej.

- Sam pan rozumie, że nie jest to w dalszym ciągu dowód zaangażowania Kremla w organizację zamachu.

- W KGB dysponowali dossier Agcy. O wytypowaniu jego osoby zadecydowały takie elementy, jak brak powiązań z krajami pozostającymi w strefie wpływów Moskwy, sympatyzowanie z organizacjami skrajnej prawicy oraz satysfakcjonujące recenzje o jego dotychczasowych przedsięwzięciach terrorystycznych.

Jordan Mantarow nie musiał mówić prawdy. Ale czy musiał kłamać? Wszystko, co powiedział francuskim agentom, wymagało weryfikacji. O treści zwierzeń kandydata do azylu zawiadomiono włoskich prokuratorów. Sensacyjne zwierzenia prowadzący śledztwo objęli klauzulą najwyższego stopnia tajności.

Relację Mantarowa uwiarygodniły kilka lat później dokumenty, które ujrzały światło dzienne po upadku komunizmu w Związku Sowieckim i Europie Środkowo-Wschodniej oraz świadectwa ważnych aktorów, występujących na ówczesnej scenie politycznej. Zyskała potwierdzenie opinia Sawowa o przekonaniu Sowietów, jakoby wybór Wojtyły wyreżyserował Zbigniew Brzeziński w celu zaatakowania ustroju komunistycznego. Scenariusz ten wymyślono w Moskwie i przekazano tajnymi kanałami do „bratnich krajów”.

Ali Agca tuż po aresztowaniu - osobliwie w czasie pierwszych przesłuchań - zaimponował sędziom śledczym spokojem, czujnością i jasnym myśleniem. Nawet na najtrudniejsze pytania odpowiadał zazwyczaj ostrożnie, rozważnie i wyczerpująco. Badania lekarskie i testy zdrowotne, jakim go wówczas poddano, nie dały żadnych podstaw do przypuszczeń, iż ma jakieś kłopoty z umysłowością. Jednak w światowych mediach dominował osąd, jakoby killer wykazywał cechy niezrównoważonego szaleńca. Motywem jego czynu miała być osobista nienawiść do papieża. A u jej podstaw miał leżeć fanatyzm religijny. 

Jak wytłumaczyć ten dysonans? Skąd dziennikarze światowych mediów czerpali niewątpliwie nieprawdziwe informacje? Dlaczego tak starannie omijano wiadomości źródłowe? W jakim celu i na czyje zlecenie preparowano fakty i zdarzenia?

Bezspornym jest fakt, iż Jan Paweł II uznawany był za duchowego patrona Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność. Pierwszego wolnego związku zawodowego w krajach objętych protektoratem Moskwy. Zatem nie mogła nikogo specjalnie dziwić hipoteza, wedle której członkowie sowieckiego politbiura mogli marzyć o pozbyciu się papieża. Organizację i wykonanie zadania powierzono w sposób dyskretny Bułgarom. Z poleceniem wszakże, by wynajęli islamskich terrorystów. Proces złapanego na gorącym uczynku Agcy oraz podjęte dalsze czynności śledcze, przyniosły szereg poszlak i dowodów na potwierdzenie przedstawionej hipotezy.

Nie trzeba starannych studiów nad historią państw zewnętrznych imperium sowieckiego, by wyzbyć się złudzenia o możliwej samodzielności działania Bułgarów na arenie międzynarodowej. Nikt rozsądny nie mógł mieć na ten temat złudzeń, także w Polsce, jak i w Watykanie, skąd oczywiście nie wychodziły początkowo żadne aluzje. Bardziej wyrafinowani analitycy przywoływali analogię historyczną, osobliwie - scenariusz canterberyjski. Przypomnijmy oryginał.

W 1162 roku król angielski, Henryk II, mianował arcybiskupem Canterbury swojego serdecznego przyjaciela Tomasza Becketa. Monarcha początkowo nie ukrywał ukontentowania z uczynionej nominacji. Z czasem jednak działalność arcybiskupa zaczęła wzbudzać niezadowolenie króla… Pomówił go więc o defraudację pieniędzy i zmusił do opuszczenia kraju. 

Sześć lat później, wykorzystując nieobecność króla w Anglii, wygnaniec powraca do ojczyzny:

- Czyż nikt nie uwolni mnie od tego uprzykrzonego klechy?! - wykrzyknął na tę wieść zezłoszczony monarcha.

Życzenie władcy - w myśl zasady: ira principis mors est (gniew księcia jest śmiercią) - postanowili spełnić czterej jego wierni rycerze. Udali się do katedry w Canterbury. Arcybiskup odprawiał nieszpory. Rycerze, nie czekając na zakończenie nabożeństwa, porąbali go mieczami u stóp ołtarza świętego Benedykta (rok 1170). Tomasz Becket wpisany został w poczet angielskich męczenników...

Syndrom „Becketa” powielali wielokrotnie władcy czujący zagrożenie. Czy podobny scenariusz nie mógł zostać napisany na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku? Rolę Henryka II przydzielano w nim Breżniewowi, a Becketa - Janowi Pawłowi II. Związek Sowiecki stałby się - poprzez KGB - głównym zleceniodawcą, a za nim wywiad bułgarski, kontrolujący Agcę, z prawdopodobnym założeniem jego fizycznej eliminacji. Różnice interpretacyjne na poziomie pierwszego zleceniodawcy uwzględniały drobny niuans. Supertajny spisek przygotowano siłami GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego) oraz STASI (wschodnioniemieckiego wywiadu), jako prawdopodobnego pośrednika między Sowietami a Bułgarami.

Funkcjonariusze tajnych służb z państw-satelitów Moskwy znali stanowisko i najskrytsze życzenia Breżniewa i komilitonów. Hipoteza, że znalazła się wśród nich grupa osób zdeterminowana je spełnić bez czekania na specjalny rozkaz, nie mogła być pominięta w naszych dążeniach do poznania całej prawdy o zbrodniczym zamachu.

Oryginalną puentę, mającego raczej literacki charakter scenariusza canterberyjskiego, dopisał osobiście przywódca Kościoła katolickiego. W 1982 roku Jan Paweł II, jako pierwszy papież od czterystu lat, wszedł do katedry w Canterbury. Czyli do miejsca, gdzie nigdy nie miała stanąć stopa papieża ani żadnego papisty. 

 

(Ekspress Bydgoski, 29 VI 2006).